polityka2017 polityka2017
976
BLOG

Jak architekt Hitlera chciał sprzeciwić się planom wodza III Rzeszy

polityka2017 polityka2017 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

Albert Speer, minister ds. przemysłu zbrojeniowego III Rzeszy, znany w historii z zaprojektowania Nowej Kancelarii Rzeszy, nazwany przez to architektem Hitlera, nie bał się krytykować poczynań przywódcy dawnych Niemiec w okresie, gdy zmierzały one ku upadkowi.


Przygotowania do wybudowania nowej Kancelarii Rzeszy rozpoczęły się na początku 1937 roku. Speer stworzył dla Hitlera plany tego projektu. Miał on za zadanie zbudować ponadto schron przeciwlotniczy ze stropem, a także schron dla taboru samochodowego na co najmniej 60 wozów, znajdujący się pod ziemią. W podziemnym schronie mieściły się kuchnie, spiżarnia, sala operacyjna i gabinet dentystyczny. Z zasobów schronu mogła korzystać ludność cywilna.


W 1943 roku Hitler stwierdził, że wybudowany dla niego schron przeciwlotniczy należy przebudować tak, aby był mocniejszy. Za zadanie umocnienia schronu, który miał służyć Hitlerowi jako bunkier odseparowujący go od wydarzeń wojennych. Odpowiadał za to, jak zawsze, Albert Speer. W kwietniu 1943 roku wspólnie z architektem Carlem Piepenburgiem zaczęto budować bunkier.


Minister ds. wojny w rozmowach z Adolfem Hitlerem często wypowiadał się negatywnie o niektórych jego działaniach. Twierdził, że mogą osłabić Niemcy, które poniosą przez to straty w przemyśle zbrojeniowym i gospodarce.


30 stycznia 1945 roku Hitler otrzymał od Alberta Speera przygotowany memoriał, w którym zaznaczył m.in., że z powodu zbliżającego się końca wojny, należy kłaść nacisk nie na sprzęt wojskowy typu czołgi czy amunicja, lecz na zaopatrzenie w żywność, opał i elektryczność. Zwracał też uwagę na to, że sami żołnierze nie zastąpią rzeczy materialnych stanowiących o przewadze w wojnie.


Hitler po zapoznaniu się z memoriałem Speera, wezwał go wraz z Karlem Saurem (jego zastępcą) do swojej siedziby w Kancelarii. Pouczył go, że ma prawo do krytyki jego działań w dziedzinie zbrojeń, byleby nie pokazywał memoriału nikomu innemu i poprosił Speera, aby zachował powściągliwość w ocenianiu sytuacji dotyczącej zbrojeń, gdyż jest to jego rola. Hitler nie przyjmował krytyki Speera, nie przejmował się nią, uparcie pozostawał przy swoim, nie zamierzał pod wpływem krytyki zmieniać swojego postępowania. Speer potrafił nawet uznać niektóre działania Hitlera za za zdradę narodową. Wypominał mu też jego słowa z Mein Kampf, sprzeczne, jak uważał, z tym, co robił.


Speer przez swoje postrzeganie Hitlera i niezadowolenie z jego działań, zdecydował się zorganizować zamach na jego życie. Chciał tego dokonać za pomocą szybu wentylacyjnego schronu w Kancelarii Rzeszy, który dostrzegł podczas spacerów. Speer wymyślił, że zamachu można dokonać, wpuszczając nowy gaz trujący (tabun), używany w faszystowskich Niemczech. Filtr przepuszczający powietrze nie chronił przed nim.

Albert Speer o pomoc w zamachu poprosił Dietera Stahla (kierownika niemieckiej produkcji amunicji). Miał on pomóc Speerowi w zdobyciu gazu w zamian za jego pomoc w uniknięciu przesłuchań Stahla przez państwową tajną policję, której naraził się wypowiedziami na temat końca wojny, mającym niebawem nastąpić. Speer miał mu to załatwić u gauleitera Brandenburgii, Sturtza.


Speer w rozmowie z Dieterem Stahlem, odbywającej się w nocy z 14 na 15 lutego 1945 roku w schronie przeciwlotniczym w Berlinie. Stahl obiecał wtedy Speerowi, że chętnie dostarczy mu gaz trujący, który potrzebny był do wykonania zaplanowanej likwidacji Hitlera. Speer podczas rozmowy ze Stahlem, wyznał mu, że chciałby usunąć Hitlera, aby zakończyła się wojna, Wyraźnie powiedział, że ma zamiar wykorzystać gaz przeciwko Hitlerowi. Stahl potrzebował tylko kilku dni, by odpowiedzieć Speerowi, co dokładnie może w tej sprawie zrobić. Osobą, która udzieliła mu informacji na temat możliwości użycia gazu był major Soyka (kierownik wydziału amunicji w zarządzie uzbrojenia wojsk lądowych). Za jego pośrednictwem Speer ustalił, że skutecznie zastosować właściwości gazu trującego można jedynie poprzez eksplozję. Uniemożliwiało to użycie gazu (rozerwanie ścian kanałów, które doprowadzały powietrze). Speer miał nadzieję, że będzie mógł wraz z Hitlerem zlikwidować także takich polityków III Rzeszy jak Goebbels, Bormann czy Ley podczas ich obecności na nocnej naradzie. Stahl chciał mu załatwić dla tego celu gaz tradycyjny, aby dokonanie zamachu było prostsze. Pojawiła się ku temu okazja, ponieważ przez pewien czas wentylacja schronu w Kancelarii nie była zabezpieczona (wymontowano urządzenie filtrujące powietrze, by wymienić je na nowe). Speer i Stahl zdobyli wreszcie odpowiedni gaz trujący, lecz zamachu nie udało się przeprowadzić m.in. z powodu mocniejszego zabezpieczenia budynku oraz wybudowania komina.


Albert Speer bardzo szybko wybił sobie z głowy zamach na Hitlera. Gdy okazało się, że nie jest on możliwy do wykonania, poczuł ulgę, że nie musi już niczego więcej planować w tej sprawie. Wolał, zamiast zlikwidować Hitlera fizycznie, przeciwdziałać zniszczeniom wojennym, które miały mieć miejsce w wyniku jego rozkazów poprzez blokowanie ich wykonywania.


Kolejny memoriał z pretensjami do wodza III Rzeszy, Albert Speer sporządził 18 marca 1945 roku. Okazywał w nim troskę kraj. Nie widział konieczności wysadzania tylu mostów, co uzasadniał problemami finansowymi, jakie czekają Niemcy, gdy skończy się wojna. Bał się o przyszłe życie mieszkańców w zniszczonych powojennych Niemczech. Hitler był zdania, że jeśli Niemcy przegrają wojnę jako kraj, to przegra ją również naród niemiecki i wraz z nim zginie – dlatego nie należy myśleć o tym, co czeka go w przyszłości tylko zniszczyć wszystko po sobie, po to, aby nie zostało to wykorzystane przez wroga.


19 marca 1945 Hitler upoważnił gauleiterów, dowódców wojskowych oraz komisarzy obrony Rzeszy do przeprowadzenia zniszczeń obiektów mieszczących się na terenie Rzeszy, a także urządzenia komunikacyjne, przemysłowe, militarne, łączności i zaopatrzeniowe. Speer w reakcji na to oskarżył Hitlera, że robi z kraju pustynię i napisał jeszcze jeden memoriał, nie przekazując go Hitlerowi. W międzyczasie podjął starania, by odciągnąć wyznaczonych ludzi od planów dokonania zniszczeń. Hitler dowiedział się jednak o tym, co Speer próbuje robić za jego plecami i wezwał go do siebie 28 marca 1945 roku. Po spotkaniu z Hitlerem, Speer musiał, pomimo swojego wewnętrznego sprzeciwu, przytaknąć mu, przestać dłużej sprzeciwiać się jego działaniom, ponieważ bał się, że zostanie przez niego zabity. Z rozmowy z Hitlerem sporządził ciekawą notatkę. Oto jej treść:


(…) Był sam, przyjął mnie chłodno i oschle, nie podał ręki, zaledwie odpowiedział na moje powitanie i niezwłocznie przeszedł do sprawy, mówiąc cicho, ale zdecydowanie: „Otrzymałem od Bormanna raport o pańskich rozmowach z gauleiterami Zagłębia Ruhry. Wzywał ich pan do nie wykonywania moich rozkazów oraz oświadczył, że wojna jest przegrana. Czy zdaje pan sobie sprawę, co to oznacza? (…) Gdyby nie był pan moim architektem, wyciągnąłbym niezbędne w takim wypadku konsekwencje”. Czy to z chęci przeciwstawienia się mu, czy też wskutek przemęczenia odpowiedziałem raczej porywczo niż odważnie: „Proszę wyciągnąć konsekwencje, jakie uzna pan za niezbędne. Proszę nie zważać na moją osobę”.


Prawdopodobnie zaskoczyło to Hitlera, zapanowała chwila milczenia. Przyjaźnie, ale jak mi się zdawało, z wyrachowaniem zaczął mówić dalej: „Jest pan przepracowany i chory. Dlatego też postanowiłem wysłać pana natychmiast na urlop. W kierowaniu ministerstwem zastąpi pana ktoś inny”.

Czuję się zdrowy”, odpowiedziałem zdecydowanie, „nie pójdę na urlop”. Jeżeli nie odpowiadam panu jako minister, proszę zdjąć mnie ze stanowiska”. (…) Hitler odpowiedział stanowczym i przesądzającym sprawę tonem: „Nie chcę pana zwolnić. Ale obstaję przy tym, aby natychmiast wziął pan urlop zdrowotny”. „Nie mogę ponosić odpowiedzialności jako minister”, upierałem się, „gdy ktoś inny będzie działał w moim imieniu”, potem pojednawczo, prawie przysięgając, dodałem: „Nie mogę, mein Fuhrer”. Ten zwrot padł po raz pierwszy z moich ust; Hitler pozostał niewzruszony. „Nie ma pan żadnego wyboru, nie mogę pana zwolnić”, i czyniąc gest jak gdyby wyrażający własną bezsilność dodał: „Ze względów politycznych, wewnętrznych, jak i zewnętrznych nie wolno mi z pana zrezygnować”. Z większą otuchą odpowiedziałem: „Jest niemożliwe, abym poszedł na urlop. Jak długo sprawuję swój urząd, kieruję również ministerstwem. Nie jestem chory!”


Nastąpiła dłuższa przerwa. Hitler usiadł, nie poproszony uczyniłem to samo. Hitler swobodnie kontynuował: „Gdyby pan, Speer, był przekonany, że wojna nie jest przegrana, wówczas mógłby pan nadal sprawować swój urząd”.(…). „Pan wie, że nie mogę być przekonany. Wojna jest przegrana”, oznajmiłem mu uczciwie, ale bez uporu. Hitler przeszedł do wspomnień, opowiadał o trudnych chwilach swojego życia, kiedy wszystko wydawało się stracone, chwilach, które w końcu przezwyciężył dzięki wytrwałości, energii i fanatyzmowi. Niezwykle długo, jak mi się zdawało, oddawał się wspomnieniom z okresu walki (…). Słyszałem to wszystko już wielokrotnie od niego (…). Mówił tym samym tonem, łagodnym i urzekającym, i być może w ten właśnie sposób usiłował mnie zjednać (…). Ponieważ nie mówiłem nic więcej i ciągle patrzyłem mu w oczy, Hitler niespodziewanie zmniejszył swoje wymagania: „Gdyby pan chociaż wierzył, że wojnę można jeszcze wygrać, gdyby przynajmniej mógł pan wierzyć, wtedy wszystko byłoby dobrze”. Następnie zaczął mówić do mnie tak, jakby prosił. (…) Ale teraz przed jego sztuką przekonywania chroniła mnie myśl o planach zniszczeń. Podniecony i dlatego zapewne o pół tonu za głośno odpowiedziałem: „Nie mogę, mimo najlepszej woli, nie. W końcu przecież nie chciałbym należeć do świń w pańskim otoczeniu, które mówią panu, że odniesiemy zwycięstwo, chociaż wcale w to nie wierzą”.


Hitler nie reagował. Przez chwilę wpatrywał się przed siebie, potem znów zaczął mówić o swych przeżyciach z okresu walki, powrócił też – jak to się często w ostatnich tygodniach zdarzało – do niespodziewanego uratowania Fryderyka Wielkiego. „Trzeba wierzyć”, dodał, „że wszystko zmieni się na dobre. Czy ma pan nadzieję na dalsze skuteczne prowadzenie wojny, czy też pańska wiara jest zachwiana?” Jeszcze raz zredukował swoje wymagania do formalnego oświadczenia, które miało mnie zobowiązywać: „Gdyby przynajmniej mógł pan mieć nadzieję, że nie przegraliśmy! Wtedy już zadowoliłbym się”. Nie udzieliłem żadnej odpowiedzi.


Zapadło długie, męczące milczenie. Wreszcie Hitler wstał nagle i oświadczył, teraz znów nieprzyjaźnie i oschle jak na początku rozmowy: „Ma pan dwadzieścia cztery godziny czasu! Może pan zastanowić się nad odpowiedzią! Proszę jutro powiadomić mnie, czy ma pan nadzieję, że wojnę można jeszcze wygrać”. Nie podając ręki, polecił mi odejść. (…).


Wyczerpany położyłem się do łóżka w moim małym mieszkaniu zastępczym na zapleczu ministerstwa, zastanawiając się, na razie w sposób nieuporządkowany, jaką powinienem dać odpowiedź na dwudziestoczterogodzinne ultimatum Hitlera. Wreszcie wstałem i zacząłem pisać list. Jego treść wskazywała, że byłem niekonsekwentny i początkowo wahałem się, czy próbować przekonać Hitlera, wyjść mu naprzeciw, czy też powiedzieć narzucającą się prawdę. Potem jednak pisałem wprost: „Czytając rozkaz w sprawie zniszczeń (z 19 marca 1945 r.) i zaraz potem ostre zarządzenie dotyczące ewakuacji, dostrzegłem w tym pierwsze kroki, które zmierzają do urzeczywistnienia tych zamiarów”. Tu nawiązałem do ultymatywnego pytania Hitlera: „Nie mogę przecież nadal wierzyć w sukces naszej dobrej sprawy, jeżeli jednocześnie w tych decydujących miesiącach niszczymy planowo podstawy naszego bytu narodowego. To jest wielkie nieszczęście dla narodu; wiążąc swój los z nami, nie będzie mógł nigdy właściwie nas osądzić… Dlatego też proszę o oszczędzenie mu tego. Gdyby pan w jakiejś formie zobowiązał się do tego, wówczas miałbym znów wiarę i odwagę i mógł nadal pracować z największą energią. Nie zależy to jednak ode mnie”, odpowiedziałem Hitlerowi na jego ultimatum, „jak potoczą się losy. Tylko opatrzność jest w stanie zmienić jeszcze naszą przyszłość. Możemy się do tego przyczynić, okazując niezłomną postawę i niewzruszoną wiarę w wieczną przyszłość naszego narodu”.


Nie zakończyłem, jak to zazwyczaj bywało w takich prywatnych listach: „Heil, mein Fuhrer”, lecz wskazałem w ostatnich słowach na jedyne, czego można było jeszcze oczekiwać: „Niech Bóg ma Niemcy w swojej opiece”.


Czytając ponownie list, dostrzegłem jego słabe strony. Być może Hitler dopatrzy się w tym symptomów buntu, pomyślałem, co zmusiłoby go do wystąpienia przeciwko mnie. Kiedy poprosiłem jedną z sekretarek o przepisanie odręcznego listu na specjalnej maszynie z wyjątkowo dużą czcionką, przeznaczoną wyłącznie dla Hitlera, odpowiedziała: „Fuhrer zabronił mi przyjmowania listów od pana. Chce pana widzieć i osobiście od pana usłyszeć odpowiedź. Zaraz potem otrzymałem polecenie niezwłocznego udania się do Hitlera.


Około północy przejeżdżałem całkowicie zniszczoną przez bomby Wilhelmstrasse do odległej o kilkaset metrów Kancelarii Rzeszy, nie wiedząc, jak powinienem postąpić i co odpowiedzieć. Upłynęły dwadzieścia cztery godziny i nie zdecydowałem się. Pozostawiłem to na ostatnią chwilę.


Hitler stał przede mną niepewny, niemal zatrwożony. Zapytał krótko: „No jak?”. Przez chwilę milczałem speszony, nie miałem przygotowanej żadnej odpowiedzi. Wtedy, ponieważ chciałem w ogóle cokolwiek powiedzieć, nasunęły mi się nic nie mówiące słowa: „Mein Fuhrer, opowiadam się bez zastrzeżeń za panem”.


Hitler nic nie odrzekł, ale był wzruszony. Ociągając się trochę, podał mi rękę, czego nie uczynił przy powitaniu, jego oczy, jak to teraz często bywało, zaszły łzami. „Znów wszystko jest dobrze”, powiedział. Dało się wyczuć, że mu ulżyło. Ja także pod wpływem jego nieoczekiwanej ciepłej reakcji wzruszyłem się na moment. Jeszcze raz pojawiło się coś z dawnych stosunków, jakie panowały między nami. „Jeżeli bezwarunkowo opowiadam się za panem – podjąłem, chcąc wykorzystać sytuację – to realizację pańskiego zarządzenia musi pan znów powierzyć mnie, a nie gauleiterom”. Upoważnił mnie do przygotowania zarządzenia, które chciał od razu podpisać, jednakże gdy rozmowa zeszła na ten temat, upierał się przy konieczności zniszczenia urządzeń przemysłowych i mostów. Pożegnałem się. Była już godzina pierwsza w nocy.


W bocznym pomieszczeniu Kancelarii Rzeszy sformułowałem „zarządzenie wykonawcze” do rozkazu Hitlera w sprawie zniszczeń z dnia 19 marca 1945 roku. Chcąc uniknąć dyskusji, nie próbowałem go uchylić, zawarowałem z nim tylko dwie sprawy: „Realizacją zajmują się wyłącznie instytucje i organy ministra Rzeszy do spraw zbrojeń i produkcji wojennej. Decyzje w tym zakresie podejmuje za moją zgodą minister do spraw zbrojeń i produkcji wojennej. Może on wydawać szczegółowe wytyczne komisarzom obrony Rzeszy”. W ten sposób zacząłem znowu urzędować. Wymogłem ponadto znowu na Hitlerze i napisałem, że ten sam cel można również osiągnąć w wyniku „unieruchamiania urządzeń przemysłowych”, uspokoiłem go oczywiście dodając, że całkowite zniszczenie szczególnie ważnych zakładów ustalę zgodnie z jego wytycznymi. Takich wytycznych nigdy nie otrzymałem.


Hitler podpisał ołówkiem, prawie bez dyskusji, wprowadzając drżącą ręką kilka poprawek. O tym, że panował jeszcze nad sytuacją, świadczy poprawka dokonana w pierwszym zdaniu zarządzenia; sformułowałem je ogólnie, chcąc ustalić, ażeby nakazane zniszczenia miały na celu wyłącznie uniemożliwienie nieprzyjacielowi wykorzystania naszych urządzeń i przedsiębiorstw „dla wzmocnienia jego siły bojowej”. Siedząc zmęczony za stołem sztabowym, zrobił własnoręcznie poprawkę, ograniczając to do obiektów przemysłowych.


Hitler zdawał sobie sprawę, jak sądziłem, że wskutek tego nie wszystkie jego zamierzenia dotyczące zniszczeń zostaną zrealizowane. W rozmowie, która nastąpiła bezpośrednio potem, mogłem się z nim zgodzić, że, „spalona ziemia” na tak małym obszarze jak Niemcy nie ma żadnego sensu. Może to być celowe jedynie na dużych obszarach, na przykład w Rosji. Napisałem służbową notatkę, w której potwierdziłem zgodność obu stron w tej sprawie”.


Blogerka Agulina




Opracowano na podstawie: P. Raina, Adolf Hitler 1945. Koniec Legendy, Warszawa 2007





Tagi: Adolf Hitler, Albert Speer, architekt, III Rzesza, historia, polityka, konflikty światowe





© Wszelkie prawa zastrzeżone. Artykuł może być wykorzystywany i przetwarzany wyłącznie po podaniu jego źródła




Blog "Polityka, Media, Społeczeństwo - Wczoraj i Dziś". Kobieta - Politolog o prawicowych, wolnościowych, poglądach politycznych. Zainteresowania: polityka, bezpieczeństwo państwa, wojskowość, prawo.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura